Żadna rzecz zewnętrzna nie może uszczęśliwić człowieka, który wewnątrz siebie nie posiada szczęścia.

Dwudziesty trzeci czerwca. Niedziela. Godzina dziesiąta zero dwa dzień. 
~*~
Wszystko schnie. Ja usycham w raz z tą częścią. Czy to realne? Ja znikam... 






Nadejdzie dzień, w którym ziemia pozwoli mi pogrzebać to słodkie wspomnienie o Twojej obecności.

Dwudziesty drugi czerwca. Sobota. Godzina druga dwadzieścia siedem w nocy.
~*~
To kolejna bezsenna noc. Już nie jest tak gorąco. Dziś już wiem, że będę cały dzień leżała w łóżku.
Źle się czuję. Źle. Źle. Źle. Źle. Niech mnie coś zabije. Proszę.... Duszę się. Słyszę głosy w mej głowie, widzę postaci. Idą...
Te posty jakoś się różnią od poprzedniego bloga... Trudno. 
Umieram.



Ciemność.

Dwudziesty czerwca. Czwartek. Godzina pierwsza czterdzieści cztery w nocy.
~*~
Zostały dwa dni. Dwa dni, długie dwa cholerne dni. Duszę się. Boję się, cholernie się boję. Bezsenność, lęki.
Umieraj, umieraj, umieraj. Jest ciemno, zatapiam się w mroku... Boli. Dlaczego mnie to boli? Cholernie boli.
Uratuj mnie. Zabierz mnie stąd. Zabierz. Przytul. Oddaj ciepło...
Przecież Cię nie ma? Nikogo już nie ma. Pozostał tylko ból.